Jak to jest z tymi filtrami? Załóżmy, że
potrzebujemy filtr polaryzacyjny o średnicy 55mm. Pierwszy sprzedawca
powiada – przecież to tylko szkiełko, po co dopłacać, różnica niewielka.
Drugi sprzedawca przekonuje nas, że filtr tańszy bardziej przyciemnia
ekspozycję, a jego konstrukcja nie sprzyja redukcji odblasków
wewnętrznych.
Idziemy do sklepu i zależnie od
sprzedawcy możemy spotkać dwie wersje porady, no właściwie to trzy. Bo
zawsze sprzedawca może nie wiedzieć – też przecież człowiek. No ale
czasem widzimy jakie wymagania stawiają pracodawcy w ofertach pracy i
widzimy często sprzedawców w akcji. Jest jakiś dysonans? Nie? Więc
oczywiście trafiamy na kompetentnego sprzedawce. Na sklepowej półce
znajdujemy filtr serii standard za 39 zł, jakieś pośredni za 89 zł i
serii premium za 199 zł, a zamówić możemy nawet za kilkaset złotych.
Pierwszy sprzedawca powiada – przecież to tylko szkiełko, po co
dopłacać, różnica niewielka. Drugi sprzedawca przekonuje nas że filtr
tańszy bardziej przyciemnia ekspozycję, a jego konstrukcja nie sprzyja
redukcji odblasków wewnętrznych. To jest prawda, rzeczywiście szkiełko,
lecz co istotne, rożne szkiełko.
W przypadku filtrów największe znaczenie
mają powłoki antyrefleksyjne (ilość, rozmieszczenie) sprzyjające
redukcji odbić (odblasków) wewnętrznych, materiały użyte w konstrukcji
oraz jakość wykonania. Bezsprzeczne jest, iż lepsze konstrukcje w
mniejszym stopniu przyciemniają ekspozycję. Informacja o przyciemnianiu
ekspozycji jest zazwyczaj umieszczana na opakowaniu w postaci stopni np.
2 EV.
Przyciemnienie ekspozycji jest często
błędnie rozumiane i przedstawiane przez sprzedawców, bo zapominają o
tym, że pomiar światła w lustrzankach lub innych aparatach, w których
używamy filtrów jest wykonywany „przez obiektyw”. Przekładając to na
prosty język, aparat weźmie pod uwagę fakt, że „widzi” ciemniej przez
ten „okular przeciwsłoneczny” i ustawi odpowiednie parametry np. większe
otwarcie przysłony. Więc co nam przeszkadza to przyciemnianie
ekspozycji i czy w ogóle nam to przeszkadza? Odpowiedź oczywista – to
zależy. Bo w wielu, jak nie w większości sytuacji, nie musi to stanowić
większego problemu.
Rozpatrzmy jednak taką sytuację, że jest
już dosyć ciemno, chcemy/możemy zrobić zdjęcie „z ręki”, w związku z tym
mamy jakoś ograniczy maksymalny czas naświetlania, a właściwości
obiektywu nie pozwalają na większe otwarcie przysłony (np. obiektyw z
f/3,5-5,6, nie zrobimy 2.8). Podnosić ISO?
Można, ale oczywiście kosztem
jakości. Jeśli chcemy tego uniknąć, zdjęcie z nakręconym na obiektyw
filtrem, który nam przyciemni ekspozycję wyjdzie zbyt ciemne. Bez tego
filtra, lub z filtrem w mniejszym stopniu przyciemniającym ekspozycję,
zapewne by tak nie było.
Inna sytuacja, gdy nie chcemy nadto
otwierać przesłony, bo chcemy zachować relatywnie dużą głębie ostrości
lub/i nie chcemy za bardzo wydłużać czasu naświetlania, aby zachować
efekt „zamrożenia ruchu”. W takim przypadku zdjęcie wykonane z filtrem
mocno przyciemniającym ekspozycje również może również wyjść zbyt
ciemne.
Jest jeszcze jedno podejście przy wyborze
filtrów, którego nie potrafię ocenić, co do zasadności. Otóż klienci
kupują do droższych/lepszych obiektywów droższy/lepszy filtr i
analogicznie do tańszych/gorszych obiektywów tańszy/gorszy filtr…